„Złe rzeczy dzieją się ostatnio w Takaiwayama. Oj złe. W dodatku panienka Hanami została oficjalnie uznana za osobę zaginioną. Klan Otsutsuki rozpoczął desperackie poszukiwania. Na czele grupy tropicieli stanął sam przywódca, Indra.”
Yamada Taro
Niechętnie otworzyła oczy, mierząc wzrokiem ciemne pomieszczenie, w jakim się przebudziła. Westchnęła z rezygnacją, kiedy jej spojrzenie zatrzymało się na jedynym jasnym punkcie w pokoju. Zegar wskazywał 4:35 rano. Nie była zaskoczona. Ostatnimi czasy źle sypiała. Widocznie ciąża robiła swoje. Odruchowo przeniosła wzrok na drugą połowę łóżka. Wiała pustką.
— Mogłam się tego spodziewać — szepnęła do siebie, przeciągając dłonią po chłodnej pościeli. Pomału zaczynało jej go brakować.
Od czasu włamania do systemu wiosek, Naruto wracał do domu coraz później i stawał się bardziej milczący. Martwiła się o niego. Wiedziała, że obowiązki Hokage pochłaniają go bez reszty, ale brakowało jej wspólnie spędzonych chwil, rozmów o przyszłości, ich wspólnej przyszłości i planach, jakie mieli na życie. Nie miała mu za złe tego, że oddaje się pracy, wiedziała na co się decyduje, wiążąc się z nim. W końcu Naruto wszystkiemu oddawał się bez reszty, ale mimo wszystko liczyła na coś więcej niż kilka skradzionych chwil w ciągu dnia. Życie zweryfikowało jednak ich plany i choć bolało ją to, że wciąż się mijają, nie zamierzała przestawać go wspierać, ani tym bardziej kochać. W końcu w każdym związku zdarzają się wzloty i upadki.
Jej niezbyt wesołe rozmyślania przerwał nagły szmer dochodzący z parteru. Przypuszczała, że to wracający z pracy Naruto, jednak życie shinobi nauczyło ją, by nigdy nie tracić czujności. Choć życie zwykłych mieszkańców wioski toczyło się spokojnym, stałym rytmem, to ona jak i inni shinobi wiedzieli, że to tylko fasada. Ostatnie wydarzenia zdecydowanie zagrażały bezpieczeństwu i życiu ludności, jednak przywódcy wszystkich wiosek dbali o to, by zachować pozory normalności i nie wzbudzać paniki wśród społeczeństwa. Powoli, starając się nie narobić hałasu zarzuciła na siebie szlafrok, chwyciła jeden z kunai wystających z plecaka i ruszyła w kierunku źródła dźwięku. Kiedy znalazła się w połowie schodów wyraźnie usłyszała dwa głosy, jeden z nich bezapelacyjnie należał do blondyna. Odetchnęła z ulgą. Znacznie już spokojniejsza Hinata, postanowiła wrócić do sypialni i tam poczekać na ukochanego.
— Ochłoń, Naruto! Nerwy nic tutaj nie pomogą. On podjął już decyzję. — Te kilka stanowczych słów wypowiedzianych przez Shikamaru sprawiło, że zamarła w półkroku. Podświadomie wiedziała, że powinna się wycofać i pozwolić im dokończyć tę rozmowę bez świadków, zwłaszcza że odbywała się ona pomiędzy Hokage i jego głównym doradcą, ale nogi odmówiły jej posłuszeństwa.
O Naruto można było powiedzieć wiele, że jest lekkomyślny, nadpobudliwy, niezbyt rozgarnięty, ale zdecydowanie nie był nerwowy. Zamknięty w nim demon nie pozwalał mu na to. Każda utrata kontroli nad sobą przez Naruto mogła kosztować życie wielu ludzi i on doskonale zdawał sobie z tego sprawę, dlatego wyprowadzenie go z równowagi było nie lada wyzwaniem. Ostatni raz Naruto stracił nad sobą kontrolę, gdy Pain zaatakował wioskę. Niemal przypłaciła życiem.
— Doskonale wiesz, że nie masz na to żadnego wpływu. Pamiętaj, że to ty w porozumieniu z innymi Kage powierzyłeś mu misję, od której zależą losy nas wszystkich. Nie dziw się więc, że sprawa Kaguyi jest dla niego priorytetem. Poza tym, znasz go lepiej niż my wszyscy i wiesz, że jeśli raz coś postanowi nic nie zmieni jego zdania. Ten typ tak ma. — Tyle informacji wystarczyło jej by stwierdzić, że doszło do kolejnej sprzeczki pomiędzy członkami dawnej drużyny 7. Wątpiła jednak by racjonalne podejście Nary zdołało przekonać Naruto do zachowania rozsądku.
— Ale tu chodzi o Sakurę! — zagrzmiał nagle blondyn. — Myślałem… — westchnął ciężko, nieco zrezygnowany. — Myślałem, że może… — dodał ledwo słyszalnie.
— Odpuść Naruto, to nie ma sensu. Tylko niepotrzebnie się zadręczasz. Znajdziemy ich. Miej we mnie trochę wiary, człowieku. — Shikamaru starał się rozluźnić trochę atmosferę żartując, jednak nie przyniosło to oczekiwanego efektu. Naruto milczał, a Hinata zaczęła zdawać sobie sprawę z powagi sytuacji. Sakura i jej drużyna zaginęli, przez co szanse na rozwikłanie zagadki śmierci załogi z Suny spadły do zera, bezpieczeństwo wiosek wisiało na włosku, a tym samym zawarte sojusze były zagrożone. W każdej chwili mogło rozpętać się piekło.
— Nic nie rozumiesz. Jej tak na nim zależy, a on…
Nie musiała przebywać w tym samym pomieszczeniu co mężczyźni, by usłyszeć żal i bezsilność w głosie blondyna. Wiedziała jak boli go postawa przyjaciela.
— Nie możesz wiedzieć, co dzieje się w jego głowie. Nie jesteś nim. Z resztą nie zapominaj o kim mówisz, Sasuke jest mistrzem w ukrywaniu swoich myśli i planów, a co dopiero emocji. Przecież znasz go nie od dziś — stwierdził ze spokojem Nara.
— Szczerze… zaczynam w to wątpić — rzucił melancholijnie Naruto, a Hinata mogła sobie doskonale wyobrazić jak nadyma poliki, niczym niezadowolone dziecko.
Nim jej oczom ukazała się postać szatyna, usłyszała jeszcze skrzypnięcie odciążonych sprężyn sofy i coraz wyraźniejszy głos Nary, mówiącego — Na mnie czas. Ino i Choji zastanawiają się już pewnie, gdzie podziało się moje leniwe dupsko. Będę cię informował na bieżąco o postępach poszukiwań. A ty prześpij się trochę i Naruto… nie skreślaj go tak szybko. Zostawiłem wytyczne dla swojej jednostki, wiedzą dokładnie co mają robić pod moją nieobecność. Dorwiemy tego drania, który grzebał w naszych danych, masz na to moje słowo.
Powinna była się wycofać. Pognać schodami na górę z powrotem do sypialni, tak by nikt nie zorientował się, że perfidnie podsłuchiwała. Ale nie potrafiła zmusić ciała do jakiegokolwiek ruchu. Nara nie krył swojego zaskoczenia, gdy jego wzrok trafił na jej osobę, jednak nie skomentował tego, rzucił jedynie na odchodne ciche:
— Uważaj na niego. Nie pozwól, żeby zrobił coś głupiego.
Domyśliła się, o co mu chodziło. Chciał, aby utrzymała Naruto w ryzach i nie pozwoliła mu zrobić czegoś, czego później mógłby żałować. Powszechnie wiadomym było bowiem, że Sasuke był dla niego niczym brat, dlatego blondyn wielokrotnie przymykał oczy na wybryki młodego Uchihy. Jeśli jednak pewnego dnia, Naruto zmuszony byłby wybierać pomiędzy nim a Sakurą czy Kakashim, wynik zdecydowanie byłby niekorzystny dla bruneta.
Przytaknęła skinieniem głowy i rzuciła jeszcze za oddalającym się Narą — Bądźcie ostrożni i sprowadźcie ich z powrotem.
Kiedy za szatynem zamknęły się drzwi, skierowała się do pomieszczenia, w którym przebywał blondyn. Już w progu zauważyła przygarbioną sylwetkę mężczyzny, z palcami kurczowo zaciśniętymi we włosach i wzrokiem skierowanym w podłogę. Był zwrócony do niej tyłem i widocznie bardzo zamyślony, bo nie zauważył nawet jak się do niego zbliżała. Ostrożnie położyła mu na plecach dłoń w pocieszającym geście. Wzdrygnął się zaskoczony jej obecnością i od razu starał się przybrać maskę wesołości. Ale jej nie udało mu się oszukać.
— Wybacz. Nie chciałem cię obudzić — powiedział czule, obdarzając ją bladym uśmiechem.
—Nie zrobiłeś tego. Sama wstałam — powiedziała cicho. — Naruto… wszystko słyszałam — przyznała w końcu szczerze.
Naruto speszony wbił ponownie wzrok w ziemię.
— Od początku miałem złe przeczucia. Wiedziałem, że nie powinienem ich tam posyłać. Ale i tak to zrobiłem. — W jego głosie słyszała żal, złość i bezradność. Obwiniał się za coś, na co kompletnie nie miał wpływu.
Bez najmniejszego zawahania przyklękła przed nim, chwyciła jego twarz w dłonie, spojrzała mu głęboko w oczy i zaczęła mówić spokojnym, pewnym siebie głosem:
— Zrobiłeś to, co zrobiłby każdy szanujący się Hokage. Wysłałeś wyszkolonych shinobi na misje zgodną z ich rangą i umiejętnościami. Drużyna Kiry należy do elity i doskonale zdajesz sobie z tego sprawę. Na pewno nic im nie będzie. Poza tym wysłałeś im wsparcie. Za kilka dni będą z powrotem w wiosce. A ty znowu będziesz mógł sprzeczać się z Sakurą, tylko po to, żeby postawiła ci ramen na zgodę. — Wiedziała gdzie nacisnąć, co powiedzieć, by chociaż na chwilę przestał obarczać się odpowiedzialnością. W odpowiedzi na jej słowa, na twarzy blondyna pojawił cień szczerego uśmiechu, którego nie widziała na jego twarzy już od bardzo dawna.
Sakura zajmowała szczególne miejsce w sercu Naruto. Zresztą tak samo jak Kakashi i Sasuke. Za każde z nich blondyn był gotów oddać własne życie. W końcu stanowili drużynę. Mieli wspólną historię. Byli niczym rodzina i nic nie zdoła tego zmienić. Rozumiała to, bo sama czuła dokładnie to samo w stosunku do Kiby i Shino.
Prawdziwy shinobi nie porzucał przyjaciół.
Tak mówił kodeks ninja.
~***~
Uniosła ociężałe powieki i zapatrzyła się w skalne sklepienie rozpościerające się nad nią.
Śniła.
To był sen.
Emocjonalny, piękny a zarazem dziwny sen, z którego wcale nie chciała się budzić.
Jednak wciąż tylko sen.
Uświadomienie sobie tego było bolesne. Z żalem i cichym westchnieniem uniosła się do pozycji siedzącej. Siła uderzenia, która posłała ją na ziemię pozostawiła kilka „pamiątek” na jej ciele w postaci obolałych mięśni i licznych zadrapań. Nie przejęła się tym zbytnio, w końcu ból fizyczny przemijał, a ciało się zrastało. Przez lata zdążyła do tego przywyknąć. Przytłaczało ją jednak poczucie pustki i tęsknoty, jakie zrodziły się w niej po przebudzeniu. Sen, choć nierealny, był wciąż żywy w jej pamięci i miała nadzieję, że uda jej się go zachować na zawsze. Był ucieleśnieniem jej marzeń. Był nadzieją, która trzymała ją przy zdrowych zmysłach. Choć szczerze zaczynała wątpić, czy aby na pewno tak było.
Wychodząc na szpitalny dach, poczuła jak delikatny powiew wiatru zaczyna muskać jej twarz. Z radością zamknęła oczy, wzięła głęboki wdech i rozpościerając ramiona przywitała chłód nocy.
— Nareszcie — szepnęła, unosząc kąciki ust w uśmiechu. Równo tydzień czekała na ten moment. To tutaj, na dachu konohańskiego szpitala, raz w tygodniu ukrywała się przed resztą świata zbierając myśli i siły na kolejne siedem dni. Stało się to już pewnego rodzaju rytuałem, tradycją w jej życiu, jednak wraz z upływającym czasem zaczynała mieć wątpliwości, czy aby na pewno chce kontynuować ten zwyczaj. Była rozdarta, bo choć bała się tego, co może przynieść przyszłość, to za każdym razem, kiedy zakradała się w to miejsce, jej serce łopotało z ekscytacji.
Powolnym krokiem zbliżyła się do skraju dachu i oparła skrzyżowane ramiona na murze, zmierzyła wzrokiem opustoszałe ulice wioski i przeniosła spojrzenie na nieboskłon. Zastanawiała się, czy dziś przyjdzie dotrzymać jej towarzystwa, skraść kilka chwil razem. Tydzień w tydzień, miesiąc w miesiąc, liczyła na to, że dziś pojawi się osobiście, ale wraz z upływającym czasem coraz częściej wracała do gabinetu bardziej rozczarowana. Ostatnio raz za razem kończyło się na tym, że sfrustrowana mięła w dłoni krótki, choć istotny liścik. Momentami dziwiła się, że skrawek papieru, na którym ktoś skreślił kilka słów może mieć dla człowieka tak ogromne znacznie.
Ponownie zmierzyła wzrokiem pogrążoną we śnie wioskę i zaczęła zastanawiać się, ile czasu minęło od kiedy to ona sama przespała spokojnie całą noc. Z cichym westchnieniem doszła do wniosku, że zbyt wiele. Mimo wszystko nie zmieniłaby niczego w swoim obecnym trybie życia. Owszem, wzięła na swoje barki bardzo wiele obowiązków; dyżury w szpitalu, współpraca z Ino w celu otwarcia nowej kliniki, pomoc Naruto w wyszkoleniu specjalnego oddziału medyków, treningi, misje. Nic dziwnego, że nie miała czasu na sen, ani życie prywatne, nad czym wciąż ubolewała jej matka, ale jeśli chciała coś w życiu osiągnąć, musiała na to zapracować. I gdzieś miała opinię innych.
Z wyczekiwaniem uniosła spojrzenie na zachmurzone, nocne niebo, ale pomimo usilnych starań nie dostrzegła lecącego ku niej jastrzębia. Była boleśnie świadoma każdej upływającej minuty. Czas płynął nieubłaganie, a nadzieja z jaką tutaj przyszła, umierała w niej powolutku. Chcąc nie chcąc, musiała w końcu wracać do swoich obowiązków.
Z żalem odwróciła się i zaczęła zmierzać ku szpitalnej klatce schodowej. Nagle drzwi prowadzące na dół otworzyły się z hukiem, a jeden z praktykantów zaczął krzyczeć jej imię. W momencie, gdy miała mu odkrzyknąć kątem oka zauważyła ruch na skraju dachu, po czym niespodziewanie poczuła jak ktoś chwyta ją za ramię. Z zaciśniętą i wypełnioną chakrą dłonią, obróciła się pośpiesznie na pięcie. Lecz zamiast zamachnąć się i znokautować przeciwnika, jej ręka zaczęła bezwładnie opadać. Całkowicie zatopiła się w głębi spojrzenia Sasuke, nie potrafiąc zrozumieć co on tutaj robił. Jeszcze tydzień temu napisał jej, że był daleko – za daleko; a teraz stoi tu przed nią, jak gdyby nigdy nie odchodził.
Ignorując wciąż nawołującego ją stażystę z impetem wpadła w ramiona Sasuke. Czuła bijące z jego ciała ciepło, wyraźnie słyszała bicie jego serca. To było surrealistyczne i tak bardzo prawdziwe jednocześnie. W tym momencie nie obchodziło jej czy postradała zmysły, czy któryś pacjent pilnie potrzebuje jej pomocy, postanowiła choć raz być totalnie samolubna. Po tygodniach wyczekiwania, miała go wreszcie przy sobie.
— Wróciłem, Sakura. — To ostatnie słowa jakie zarejestrował jej umysł przed przebudzeniem.
Trzęsącymi się dłońmi zaczesała włosy do tyłu, próbując uspokoić przyśpieszone bicie serca. Ten sen spadł na nią niczym grom z jasnego nieba. W dodatku w najgorszym z możliwych momentów.
— Jak twoja ręka?
Głos Araty wyrwał ją z zamyślenia. Automatycznie przeniosła na niego swój wzrok. Dopiero teraz zarejestrowała, że tylko ich dwójka nie była pogrążona we śnie.
— Nie najgorzej, ale mogłoby być lepiej — odparła rozmasowując obolały nadgarstek. Nie przejmowała się zbytnio dyskomfortem, wiedziała, że z czasem to minie. Zawsze mijało.
— Jesteś głodny? — zapytała wyciągając z sakwy mały woreczek z energetycznymi kulkami. — Najnowsza partia — powiedziała zachęcająco, po czym przerzuciła go przez kraty. To właśnie był paradoks tego tworzywa. Martwe rzeczy bądź te pozbawione chakry nie miały problemu z przedostaniem się na drugą stronę. Nawet jej dłoń nie miałaby z tym kłopotu, gdyby Sakura włożyła ją pomiędzy dwa pręty bez używania mocy. Jednak wystarczyło, by aktywowała minimalną ilość chakry, a kamień od razu odrzuciłby ją z impetem w tył.
Na twarzy szatyna pojawił się uśmiech wdzięczności, ale kiedy wysypał zawartość opakowania na dłoń zawahał się. Jego wzrok powędrował najpierw na dwójkę śpiących towarzyszy, a następnie z powrotem na Haruno. Ilość jaka znajdowała się w woreczku nie wystarczy na zbyt długo.
— Ile ich jeszcze masz?
— Wystarczająco — odparła pewnym siebie głosem. Nie wiedziała, kiedy zamieniła się w kłamcę. Doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że zapasy jakie poczyniła mogą okazać się niedostateczne. Wszystko zależało od tego, jak wiele dni przyjdzie im spędzić w podziemiach czekając na ratunek, który może nie nadejść. Las Samobójców okazał się być koszmarem na jawie, istnym labiryntem minotaura pełnym zagadek, a zasłyszane legendy nawet w niewielkim stopniu nie oddawały jego prawdziwej natury. W duchu liczyła na to, że nikt nie zostanie wysłany na akcję ratunkową, dzięki temu wioski nie straciłyby kolejnych wojowników. Jednak wątpiła w to, że Naruto czy Gaara zostawiliby ich na pastwę losu, to zdecydowanie nie byłoby w ich stylu. Sakura wierzyła, że w końcu wpadną na to, jak obejść moc serpentynowego kamienia i uciec zza tych krat. Wciąż pluła sobie w brodę, że wysłała Katsuyu z prośbą o ratunek, w ten sposób naraziła życie swoich przyjaciół.
Bezwiednie sięgnęła do woreczka i zaczęła liczyć schowany w nim prowiant, szacowała, że powinno wystarczyć ich na około tydzień. Wmawiała sobie, że to wystarczająca ilość czasu, żeby zdołali się stąd samodzielnie wydostać.
Prawdę mówiąc Sakura już dawno nie czuła się aż tak rozbita. Jej przeogromna siła – najcenniejszy nabytek – okazał się być bezużyteczny, chyba że chciała się zabić. Z perspektywy shinobi była bezwartościowa. Nie zamierzała jednak siedzieć bezczynnie i czekać na śmierć, bądź też ewentualny ratunek. Kiedy Kira i Bunta się obudzą, będą musieli przedyskutować wszystko krok po kroku od samego początku i zrobić prawdziwą burzę mózgu. Z każdej sytuacji istniało jakieś wyjście.
Nie tracąc czasu, zaczęła samodzielnie analizować w głowie to, co pamiętała od momentu wkroczenia na teren Odaki, a następnie wpadnięcie w cmentarny krater. To miejsce było wręcz przesycone serpentynowym kamieniem. Nie miała nawet wątpliwości, że niegdyś znajdowało się tutaj więzienie. Ale kogo mieliby w nim przetrzymywać? Kim właściwie byli mieszkańcy Odaki? Jedna rzecz szczególnie nie dawała jej spokoju. W żaden sposób nie potrafiła wyjaśnić, jak to się stało, że kraty z tego przeklętego tworzywa zaczęły się same poruszać. Nie słyszała jeszcze by ktokolwiek miał zdolności do władania ów kamieniem. W dodatku, te wszystkie stare, nieznane im wcześniej księgi i zwoje, które swoim wiekiem dorównywały tym, znajdującym się w konohańskim archiwum. Nie mogła też wyrzucić z głowy rycin dotyczących rytuału składania ofiary, na który natknął się Kira w jednym ze starych tomów. Nie była pewna czy traktować to jako zwykłą baśń, czy rzeczywiście ktoś był tutaj poddawany katuszom. Tylko jaki miałoby to cel?
— Co sądzisz o tamtych roślinach z książki? — zapytał nagle Arata, tym samym wybijając ją z myśli. Zawsze był dociekliwy i to właśnie lubiła w nim najbardziej. — Czy mogą mieć coś wspólnego z tym, czego doznali shinobi z Piasku?
— Wszystko jest możliwe — odparła, jednak w jej głosie słychać było sporo sceptyzmu. Początkowo była niemalże stuprocentowo pewna, że obie te rzeczy były ze sobą ściśle powiązane. Teraz jednak zrodziło się w niej wiele wątpliwości. Dopóki nie przestudiuje wszystkich informacji i nie porówna próbek skompletowanych przez Kankuro, niczego nie może być już pewna. O ile pierwsza część nie wydawała się zbyt wymagająca, o tyle kolejna znajdowała się obecnie poza jej zasięgiem.
Nie zamierzała się jednak poddawać, chwytała się resztek nadziei, które jej pozostały, nie miała już nic więcej.
Z powrotem przycupnęła na chłodnej ziemi i chwyciła za jedną ze starych ksiąg, które mieli przy sobie wchodząc do sąsiadującej komnaty. Rozsiadając się najwygodniej jak tylko się dało, delikatnie zaczęła przewracać stare kartki papieru, pomału zaczynając wczytywać się w informacje o różnych roślinach. O niektórych z nich wiedziała z równie starych ksiąg konohańskiego archiwum. Inne natomiast były jej zupełnie obce, zresztą, tak samo jak to miejsce. Im bardziej starała się skupić na czytanym tekście, tym mniej jej to wychodziło. Głowę wypełniała jej masa wątpliwości. Nawet jeśli rzeczywiście znajdą odpowiedź w którejś z zabranych ksiąg, to nic im to nie pomoże, jeśli będą tu zamknięci.
— Wahasz się — zauważył Arata.
— Po prostu nie wiem co o tym wszystkim sądzić. Nie rozumiem, co to wszystko ma ze sobą wspólnego, jeśli w ogóle ma — odpowiedziała ze spokojem, nie odrywając wzroku od wertowanej właśnie księgi.
Słyszała, jak Arata wzdycha ciężko, po czym zmienia pozycję.
— Co dokładnie widomo o tych shinobi z Piasku?
Jedyną odpowiedzią na jaką początkowo się zdobyła, było pospolite wzruszenie ramion. Była poirytowana całą tą sytuacją i brakiem jakichkolwiek postępów.
— Nie mam bladego pojęcia. Temari miała dowiedzieć się czegoś więcej po swoim powrocie do Suny i dać mi znać, ale jak sam widzisz utknęłam w prastarych katakumbach, więc nawet jeśli wysłała mi jakąś wiadomość, nie jestem wstanie jej odebrać — rzuciła wściekła. Powinna była namówić Naruto, by to ją wysłał do Suny. Wszystko poszłoby o wiele szybciej i sprawniej, i może w tej chwili nie siedziałaby zamknięta w jakiejś zapchlonej celi.
— Suna nie ujawniła żadnych dodatkowych informacji?
Sakura zaprzeczyła kręcąc głową.
— Nie listownie. Nie mogli. Teraz, gdy ktoś włamał się do wszystkich systemów, byłoby to zbyt ryzykowne.
Arata nie przerywał jej dociekań.
— Wiadomo już, czego ten ktoś szukał? — Po raz kolejny mimowolnie wzruszyła ramionami.
— Nie wiem. — Możliwe, że Naruto i Shikamaru wiedzieli, czyja to sprawka. Ale dopóki Hokage nie postanowi podzielić się tą wiedzą z nią i innymi shinobi, będą tkwić w nieświadomości. Im mniej osób wiedziało o ich – czy raczej Shikamaru – przypuszczeniach, tym większe były szanse na złapanie tego osobnika.
— Wydaje mi się, że to wszystko może mieć ze sobą jakiś związek.
Sakura wreszcie uniosła głowę znad książki i zaciekawionym spojrzeniem zaczęła świdrować kamrata. Nadstawiła wyczekująco uszu, licząc na to, że Arata rozwinie swoją myśl. Zdecydowanie wolałaby przeprowadzić burzę mózgów z wszystkimi członkami drużyny, ale skoro Arata aż tak się palił do dyskusji, nie zamierzała czekać.
— Jaki? — ponagliła go, zamykając i odkładając księgę na bok.
Arata rozejrzał się po swojej celi, upewniając się, że ich towarzysze nadal byli pogrążeni w głębokim śnie.
— Nie jestem do końca pewny, brakuje nam zbyt wielu kawałków układanki — przyznał wyraźnie niezadowolony. — Ale jeśli mielibyśmy zakładać, że jednak wszystko łączy się w całość, to od czego mielibyśmy zacząć?
Sakura zaczęła uderzać palcami o ziemię, przesuwając w myślach mentalne pionki, które oznaczały poszczególne wydarzenia z ostatnich dni. Oś czasu stopniowo formowała się w jej głowie, ale nadal coś jej nie pasowało. Aż do momentu, w którym po raz kolejny przesunęła kluczowy pionek i wtedy doznała olśnienia.
— Shinobi Suny — odezwała się pełna entuzjazmu. — To oni jako pierwsi mieli kontakt z napastnikiem. Później nastąpił włam w systemy informacyjne wiosek. — Kankuro poinformował ich w liście, że dopiero po kilku dniach od powrotu do domu zaczęli uskarżać się na złe samopoczucie. Te kilka dni może sugerować, że to oni jako pierwsi mogli mieć styczność z wrogiem.
Arata od razu podchwycił jej tok myślenia.
— Jeśli rzeczywiście te dwie sprawy się w jakiś sposób ze sobą łączą, to może oznaczać, że czegoś szuka. Ale najwyraźniej nie wie, gdzie tego szukać, inaczej nie włamywałby się do systemu każdej z wiosek, tylko do jednego, konkretnego. Jednak czegokolwiek dowiedział się od Shinobi Piasku, musiało go to naprowadzić na właściwy tor — mówił stanowczym tonem.
Sakura musiała przyznać, że Arata ma słuszność. Gdy spojrzała na ostatnie wydarzenia z przedstawionego przez niego punktu widzenia, to rzeczywiście wszystko pomału zaczynało do siebie pasować. Jednak nadal brakowało im najważniejszego kawałka układanki.
— Tylko czego szuka? — szepnęła sama do siebie, ponownie pogrążając się w zamyśleniu.
Niespodziewanie oboje usłyszeli lekkie kichnięcie, które od razu zwróciło ich uwagę. Kira nie dość, że nie spał, to wydawał się być rozbudzonym. W dodatku jego skupione spojrzenie podpowiadało jej, że dobrze przysłuchiwał się ich rozmowie. Nie było to do niego podobne, jednak w obecnych okolicznościach nie miała zamiaru mieć mu tego za złe.
— A może raczej kogo szuka? — zainsynuował.
Sakura przymykając powieki na zaledwie chwilę, chwyciła się dłonią za kark. Miała złe przeczucie, nie chciała wiedzieć, dokąd ta rozmowa mogła prowadzić. A wszystko przez to, że nie potrafiła trzymać języka za zębami.
— To nadal nic nie daje. Wciąż nie wiemy, jak wyglądała konfrontacja shinobi Piasku z wrogiem. Nie wiemy co z nich wyciągnął, zresztą jakiekolwiek słowa wydobyły się z ich gardeł, zostaną ich tajemnicą na zawsze — oznajmiła, starając się zachować resztki spokoju.
Cały problem z rozwiązaniem tej zagadki tkwił w tym, że shinobi Suny obecnie leżeli pogrążeni wiecznym snem w szpitalnej kostnicy, a jedyną osobą, która mogła uchylić im choć rąbka tajemnicy był sam napastnik. Nie zanosiło się na to, by główny zainteresowany miał się im szybko pokazać, a już na pewno nie będzie zbyt chętny do udzielenia im wyjaśnień. — Przypomniałaś sobie coś więcej ze swojego spotkania z nim? — zapytał stoicko Mitsukuri.
Świadomość, iż była jedyną osobą, która miała styczność z wrogiem i powinna móc określić współtowarzyszom jego mocne i słabe strony, niemało ją irytowała. Ale obiecała już sobie, że przy najbliższym spotkaniu odwdzięczy mu się z nawiązką za zrobienie z siebie idiotki.
— Nie — odparła twardo. Doskonale wiedział, że gdyby coś pamiętała to od razu by mu o tym powiedziała. Nie miała powodów, by cokolwiek przed nim ukrywać. W końcu narażałaby przez to życie całej drużyny, a może i wszystkich mieszkańców wioski. — Powiedziałam wam już wszystko — wyznała szczerze. Jedyne słowa jakie pamiętała, to te same, które znaleźli zapisane na kartce, wepchniętej do jej krtani. Wnet w jej głowie pojawiła się kolejna, być może istotna, część układanki.
Cuchniesz nim. Dlaczego? Dlaczego nim cuchniesz?
Co miał na myśli? Dlaczego nawiązał do tego, że przesiąkła czyimś zapachem? Czego właściwie od niej chciał? I przede wszystkim czego chciał od niego, kimkolwiek był?
— Sama mi powiedziałaś, że przypuszczasz, że może chodzić o Sasuke — powiedział niepewnie, świadom, że wkracza na grząski grunt.
Nie rozumiała, po co o tym teraz wspomina, w końcu kiedy chciała z nim o tym porozmawiać poprzedniego dnia, odpowiedział jej jedynie złością i nie chciał nawet kontynuować tematu, aż do teraz. Oczywiście, że miała mu to za złe, nie byłaby sobą, gdyby było inaczej.
— Nie przeczę. Nie wydaje mi się jednak, by mogło nam to w czymkolwiek teraz pomóc. Nie krzyknę, nie zawołam go przecież i nie zażądam wyjaśnień — parsknęła gniewnie.
Gdyby miała być całkowicie szczera to prawdopodobieństwo, że przyszedłby jej z pomocą były bliskie zeru. Ich drogi rozeszły się jakiś czas temu i nic nie wskazywało na to, że jeszcze kiedykolwiek się zejdą. Od tamtego zdarzenia minęło już kilka miesięcy, a ona wciąż miała wrażenie, jakby stała w miejscu i nie mogła ruszyć dalej.
Czekaj.
Jedno słowo, cicha prośba wypowiedziana przez Sasuke w archiwum rozbrzmiała w jej umyśle. Kiedy w grę wchodził Uchiha to nie miała zielonego pojęcia co myśleć ani jak z nim postępować. Starała się zachowywać neutralnie, nie okazywać żadnych emocji. Obiecywała sobie, że będzie twarda, ale przy każdym spotkaniu z nim jej postanowienie szalg trafiał.
— Ona ma racje, Kira. Takie gdybanie nie ma sensu — poparł ją niespodziewanie Arata, po czym skupił całą swoją uwagę na kunoichi. — Zakładanie, że ma to coś wspólnego z Sasuke może nam tylko zaszkodzić, bo skupimy się tylko na tym i pominiemy inne, być może istotne, kwestie.
Kira nie odrywał od niej sondującego spojrzenia. Czuła, że podejrzewał, że to ona jest kluczem do rozwiązania tej zagadki. Jednak w jego oczach widziała coś jeszcze – strach, który z każdą mijającą sekundą zagnieżdżał się także w niej. W jej umyśle wciąż pojawiały się nowe sceny ze spotkania z upiorem. Nie wiedziała już w co wierzyć ani czy w ogóle może jeszcze sobie ufać.
Cuchniesz nim.
— Kim jesteś? — zapytał skrzekliwie nieznajomy, bardziej się nad nią nachylając.
Jej zdrętwiałe z przerażenia ciało zniknęło niespodziewanie w kłębie dymu, a jej prawdziwe ja postanowiło zaatakować napastnika od tyłu. Nazywała się Sakura Haruno i nie zamierzała dać się tak łatwo podejść wrogowi.
— Mów, kim jesteś? — tym razem warknął srogo, domagając się natychmiastowej odpowiedzi.
Sakura parsknęła pod nosem, nie zamierzając dawać mu tej satysfakcji. Z tylnej kabury wyciągnęła nasączone drobną dawką paraliżującej trucizny igły senbon i rzuciła nimi w przeciwnika. Ten jednak uniknął ich w ostatniej chwili, po czym tak samo jak ona wcześniej rozpłynął się w powietrzu. Ale ona zdążyła już przygotować się na taką ewentualność. Pośpiesznie rozejrzała się na boki, po czym przeniosła spojrzenie na sklepienie nad sobą, a następnie odwróciła się za siebie i skrzyżowanymi ramionami skutecznie zablokowała atak przeciwnika. Nie czekając na jego kolejny ruch, odchyliła się w tył i zaatakowała go wysokim kopnięciem.
Trafiła idealnie, posyłając go z impetem na ziemię, która rozpryskała się pod nim niczym tafla lustra. Nie tracąc czasu zamachnęła się, by ponownie zaatakować i tym samym dobić przeciwnika, ale ten po raz kolejny rozpłynął się w powietrzu niczym kamfora.
Minęło kilka ciągnących się w nieskończoność sekund, nim z powrotem go zlokalizowała. Ku jej niemałemu zaskoczeniu napastnik znajdował się kilka dobrych metrów za pobojowiskiem, jakie zrobiła.
Szybki jest – pomyślała, zaczynając formować kolejne pieczęcie.
— Mam cię — oznajmił dumnie, po czym po polanie rozległ się przeraźliwy śmiech godny najgorszego psychopaty.
Nie rozumiała o co mu chodzi, dopóki nie spróbowała podbiec do niego, by zadać kolejny cios. Jej ciało ani drgnęło. Stupor, w jakim zamarła, nie był wynikiem strachu. Podejrzewała, że to efekt jakiejś techniki użytej przez przeciwnika. Mimo usilnych starań uwolnienia się spod działania wroga, jej stopy nie poruszyły się nawet o milimetr. Nagle wokół niej zaczął tworzyć się podwójny krąg, który z każdą upływającą sekundą wypełniał się nowymi, niezrozumiałymi dla niej znakami. Nie miała pojęcia z jakim jutsu ma do czynienia, ale była pewna, że czym prędzej musi się z niego uwolnić.
— Jesteś moją przepustką — powiedział, skupiając na niej całą swoją uwagę.
To była jej okazja, by mu się przyjrzeć. Lecz jedynym, na czym potrafiła się skupić, były jego zimne, fiołkowe oczy, w których nie było niczego prócz nienawiści.
— Śnij o nim, skarbie — szepnął delikatnie, niemal z czułością wykonując przy tym subtelny, prawie niezauważalny gest dłonią.
Wraz z odzyskaniem świadomości dotarło do niej, że nie została odseparowana od swoich towarzyszy przypadkowo. Wróg potrzebował tylko jej, nikogo innego.
— Zrozumiałaś — stwierdził cicho Kira. — Wiesz, co to oznacza?
Skinęła niechętnie głową. Była już niemalże pewna, że nie wyjdą stąd żywi. Jednak wszystkie elementy układanki znalazły się na swoim miejscu. Tak, jak przypuszczali wydarzenia ostatnich dni były ze sobą ściśle powiązane. Atak na ninja z Suny. Włamanie się do systemów wiosek. Miało ich zwabić do Odaki. Musiała przyznać, że plan uknuty przez ich wroga był niemalże idealny. Nie przewidział on jednak jednego. Jeśli rzeczywiście zależało mu na Sasuke, to wybrał niewłaściwą osobę na przynętę. Ona przestała się dla niego liczyć już jakiś czas temu. Nie chciała wiedzieć, co zrobi ich napastnik, kiedy dotrze do niego, że popełnił błąd.
Walcząc z narastającym w niej atakiem paniki, wzięła kilka głębszych oddechów. W tym momencie wolała nie myśleć o tym, co może się stać za kilka godzin. Wiedziała, że takie gdybanie jest bezcelowe i może tylko pogorszyć ich sytuację. Musiała wziąć się w garść i zacząć obmyślać plan wydostania się z tej dziury.
Kątem oka dostrzegła jak Kira zbliża się do dzielących ich krat i niepewnie chwyta za nie dłońmi.
— Nie myśl o tym Sakura, wydostaniemy się stąd — powiedział przyciszonym głosem. Ona jednak nie potrafiła od tak przestać się zamartwiać. Zwłaszcza, że wszystko wskazywało na to, że napastnikowi chodzi o Sasuke.
Wiedziała, że nie zachowuje się racjonalnie, zaprzeczając przed samą sobą, że młody Uchiha jest w to wplątany, ale tylko w ten sposób mogła zachować zdrowe zmysły.
— Dopóki nie spotkamy się z wrogiem twarzą w twarz, nie dowiemy się na pewno czego od nas chce — podsumowała obiektywnie, nie chcąc rozpoczynać durnej pyskówki pod tytułem „kto ma rację”.
Nie chcąc dłużej o tym rozmawiać, chwyciła za wcześniej rzuconą księgę i ponownie zaczęła ją przeglądać, przynajmniej miała nadzieję, że tak pozornie wyglądała. Jednak w myślach wciąż wracała do dziwnego snu jaki miała. W obecnej sytuacji tylko on pozwalał jej zachować pozorny spokój.
Kira w żaden sposób nie skomentował jej zachowania, za co była mu wdzięczna. Ostatnie dni nie były łatwe również dla niego. Jeśli miała być zupełnie szczera to nie wiedziała co tak naprawdę pchnęło ją w jego ramiona. Nie potrafiła sobie nawet przypomnieć, kiedy w rzeczywistości zaczęli się ze sobą spotykać. Pamiętała liczne zaloty z jego strony, propozycje wspólnych wyjść, ale zawsze mu odmawiała. Zresztą nie tylko jemu. Złożyła Sasuke obietnicę i zamierzała jej dotrzymać. Dlaczego więc ostatecznie ją złamała? Dlaczego uległa Kirze? Usilnie starała się zrozumieć, co nią kierowało, ale nie potrafiła. Miała mętlik w głowie. Wiedziała tylko, że chcąc nie chcąc zraniła go, choć wcale nie zamierzała.
Nie potrafiła dłużej udawać miłości. Wiedziała, że nigdy nie odwzajemni jego uczuć. Miała sobie za złe, że dała mu nadzieję. To nie było w jej stylu i nie dawało jej to spokoju. Ostatnimi czasy nie była sobą, z czego doskonale zdawała sobie sprawę.
Westchnęła ciężko, wypuszczając z płuc większą ilość powietrza. To zdecydowanie nie był odpowiedni moment na rozważanie takich tematów. Przewróciła kilka kolejnych kartek, ale nic nie przykuło jej uwagi. Z rezygnacją sięgnęła po księgę, w której Kira znalazł opis rytuału jaki miał tutaj miejsce. Odnajdując odpowiednią stronę, raz jeszcze zaczęła przyglądać się rysunkowi, zastanawiając się nad celem przeprowadzanej w tym miejscu „ceremonii”. Niecierpliwie przerzuciła stronę licząc na to, że kolejna z nich uchyli rąbka tajemnicy, ale oprócz wypłowiałej ilustracji nie znalazła żadnych pomocnych informacji. Pod wpływem impulsu przejechała palcem przez środek książki, by upewnić się, że jej przypuszczenia są słuszne. Tak jak podejrzewała, w księdze brakowało kilku stron. Jej umysł wszedł na wysokie obroty.
Nie bacząc na wiek księgi, odwróciła ją do góry nogami i energicznie zaczęła nią potrząsać. Nie spodziewała się żadnych rewelacji, ewentualnie kilka luźnych kartek i tyle, jednak ku jej zdziwieniu, z pomiędzy startych kartek papieru wypadło coś jeszcze. Z konsternacją wypisaną na twarzy chwyciła za medalion i zaczęła obracać go pomiędzy palcami.
Wnet coś odwróciło jej uwagę od znaleziska. Uniosła głowę znad księgi, wpatrując się w Kirę energicznie szarpiącego Buntę za ramię i nieustannie nawołującego go po imieniu.
— Co jest? — zawołała, marszcząc w trosce czoło i podrywając się na równe nogi.
Arata, całkowicie ignorując jej pytanie, przystawił dwa palce do szyi towarzysza sprawdzając mu puls. Nim zdążył cokolwiek powiedzieć, Bunta zaczął niespodziewanie drgać, a z jego ust zaczęła wydobywać się biała ciecz.
— Co się dzieje? — zapytała półkrzykiem, podbiegając do dzielących ich krat, bezradnie obserwując, jak Bunta bez przerwy wije się po ziemi.
Nie potrafiła zrozumieć, co się w ogóle działo. Jeszcze kilka minut wcześniej Bunta był okazem zdrowia. Nie miała pojęcia, co wydarzyło się w przeciągu ostatnich sekund, ale wiedziała, że jeżeli nie otrzyma pomocy medycznej, nie przeżyje. Momentalnie z jej gardła automatycznie zaczęły wydobywać się komendy, porady, słowa, którymi starała się wytłumaczyć towarzyszom, co robić.
Arata robił wszystko co w jego mocy, aby uratować przyjaciela, nie miała co do tego najmniejszych wątpliwości. Lecz pomimo jego starań i jej krzyków, widziała jak życie pomału zaczyna ulatniać się z ciała Bunty. Nie pozostawało jej nic innego niż bezradne obserwowanie, jak kostucha zabiera im towarzysza. Jako medyk wielokrotnie stykała się ze śmiercią i towarzyszącym jej poczuciem straty. Jednak ani razu nie czuła się aż tak dotknięta czyjąś śmiercią, jak właśnie w tej chwili. Jeszcze niedawno rozmawiała z Buntą, a teraz…
— Arata… — Trzęsącymi się dłońmi chwyciła za kratę i szklistym spojrzeniem wpatrywała się w ciało towarzysza.
Zrozumiała, że dla Bunty nie było już nadziei. Jego ciało stopniowo przestawało drgać, co oznaczało, że ich przyjaciel odszedł, a wszystko to nie trwało więcej niż kilka minut.
Uciekaj!
W panice obróciła się za siebie, chcąc zlokalizować źródło kobiecego głosu, który właśnie usłyszała. Lecz nikogo nie dostrzegła.
Szybko! On cię zabije! Uciekaj!
Wplotła palce w swoje gęste włosy, po czym zacisnęła je mocno. Głos, który słyszała nie dochodził z oddali - był na to zbyt wyraźny.
Uciekaj!
Ten zdesperowany kobiecy głos, rozbrzmiewał bezpośrednio w jej głowie.
Krzyknęła głośno czując jak promieniujący ból, pod wpływem którego ugięły się pod nią kolana, rozsadza jej czaszkę. Nie potrafiła dokładnie opisać uczucia, jakie ją ogarniało, ale wiedziała, że osoba, która wdarła się do jej umysłu jest kompletnym amatorem i daleko jej do poziomu umiejętności Ino. Blondynka nie była tak brutalna ani natarczywa w swoim działaniu. Chyba, że ktoś nadepnął jej na odcisk, ale to już inna bajka.
Kobiecy głos bez przerwy rozbrzmiewał w jej głowie, w kółko powtarzając jedno i to samo słowo – uciekaj! – jakby to było takie proste.
— Sakura! — wrzasnął Kira, w mgnieniu oka znajdując się przy feralnych kratach.
Zamroczonym wzrokiem spojrzała na szatyna, który szarpał się z przeklętymi prętami i spoglądał na nią z istną trwogą.
Podnieś się! Biegnij! Uciekaj!
Kolejne komendy wydawane przez kobiecy głos, tylko potęgowały ból, jaki odczuwała. Nie zważając na znajdujący się w pobliżu serpentynowy kamień, zamknęła oczy i uaktywniła leczniczą chakrę, chcąc choć trochę zmniejszyć odczuwane cierpienie. Jednak nie była w stanie wystarczająco mocno się skupić. Ku jej zaskoczeniu, ból zaczął ustępować samoistnie, jednak wraz z ogarniającą ją ulgą nadeszła ciemność.
~***~
— To się pomału robi wkurzające — mruknął pod nosem Suigetsu, zatrzymując się na poboczu. W drodze byli już od kilka dni, a ich cel zdawał się paradoksalnie oddalać zamiast przybliżać.
— Zamiast marudzić, lepiej się ruszaj. Sasuke na nas liczy — odezwał się Juugo.
Hozuki westchnął zrezygnowany, po czym wznowił swój chód. Gdy wreszcie spotka się z Sasuke, powie mu, co o nim myśli. W końcu nie był już jego chłopcem na posyłki. Te czasy dawno minęły, ale mimo to, kiedy otrzymali od niego wiadomość, żadne z nich nawet przez moment się nie zawahało. Wszyscy zgodnie spakowali najpotrzebniejsze rzeczy i wyruszyli we wskazane miejsce. Jednak od tamtej pory minęło już kilkanaście dni, a oni nie natrafili na żaden, choćby najmniejszy trop, co zaczynało działać mu na nerwy.
— Suigetsu, ruszaj się! Ślimak ma żywsze tempo od ciebie!
Werwa, z jaką poruszała się Karin, była dla niego zaskoczeniem. Nie spodziewał się po niej takiego zaangażowania, ale podejrzewał, że chce się w ten sposób przypodobać Sasuke.
— Ja nadal nie rozumiem, dlaczego to my mamy odwalać cała brudną robotę, kiedy on siedzi sobie wygodnie w Konoha i popija kawkę – burknął zrzędliwie pod nosem, czym zasłużył sobie na harde spojrzenie Karin. Dla własnego bezpieczeństwa postanowił przemilczeć resztę swoich przemyśleń.
— Karin, jak daleko jesteśmy od Aokigahary? — rzucił niespodziewanie Juugo chcąc najwyraźniej skupić uwagę rudowłosej na czymś innym niż marudzący kompan.
Kunoichi nie odpowiedziała od razu, lecz oni jej nie pośpieszali. Wiedzieli, że była jedyną z nich, której wcześniej udało się postawić nogę w Lesie Samobójców. Nie wiedzieli jedynie, w jakim celu Orochimaru przed laty wysłał ją do przeklętego lasu. I nie do końca ta wiedza była im potrzebna. Im mniej wiedzieli o poczynaniach Orochimaru, zarówno w przeszłości jak i teraz, tym lepiej dla nich.
Karin zatrzymała się nagle i odwróciła stanowczo w ich stronę.
— Ile razy mam wam mówić, że Aokigahara to nie jest zwykły las — oznajmiła z ikrą. — Do niego nie da się od tak po prostu wejść. To Aokigahara musi nas zaprosić, otworzyć przed nami swoje drzwi, a nie na odwrót. Jakbyś nie zauważył od dwóch dni krążymy w kółku.
— Gdybym cię nie znał, nazwałbym cię kiepskim nawigatorem — skwitował Suigetsu beznamiętnie.
Kunoichi przewróciła oczami, pomału tracąc cierpliwość.
— To nie są żarty, Suigetsu — warknęła z poirytowaniem, układając dłonie na biodrach. — Aokigahara jest niczym fatamorgana, wydaje ci się, że już ją znalazłeś, że jest blisko, a w rzeczywistości nie mógłbyś się bardziej mylić. Nie mam pojęcia, jakim cudem tym z Konoha udało się tam dostać.
Od momentu przeczytania lakonicznej wiadomości od Sasuke, była sceptycznie nastawiona do tej wyprawy. Nie była pewna, jak szeroką wiedzę na temat Lasu Samobójców posiadał Sasuke, ale miała nadzieję, że na tyle by nie mieć do nich pretensji, gdy nie uda im się wypełnić jego prośby, czy raczej polecenia. Aokigahara była niczym labirynt, tylko dla wybrańców, zarówno dostanie się do środka, jak i wydostanie się na zewnątrz graniczyło z cudem. Wiedziała to z własnego doświadczenia. I choć bardzo nie chciała ponownie wkraczać do tego przeklętego miejsca, to jeszcze bardziej nie chciała zawieść byłego lidera.
— Czyli szanse, że ich odnajdziemy są nikłe? — zapytał sceptycznie Juugo.
Szeroki uśmiech zawitał na ustach Karin.
— Po to macie mnie — skwitowała dumnie.
— Dobra, dobra, już tak sobie nie pochlebiaj, bo jeszcze obrośniesz w piórka — wtrącił złośliwie Suigetsu. — To w którą stronę mamy iść, jaśnie pani przewodnik?
Puszczając docinki niebieskowłosego mimo uszu, wskazała głową na lewo, po czym niemalże od razu przyspieszyła kroku. Zamierzała zrobić wszystko, co w jej mocy, by ponownie dostać się do Aokigahary. Nie miała pojęcia, dlaczego Sasuke wysłał tutaj właśnie ich, zamiast kogoś ze swojej wioski, ale zapewne miał w tym jakiś interes. Liczyła na to, że sprawa wyjaśni się, kiedy odnajdą drużynę Liścia, która zaginęła na tym terenie kilka dni wcześniej, ale nie mogła być tego pewna, bo na palcach jednej ręki mogła policzyć osoby, które wyszły z tego lasu żywe. Ona sama wyszła z niego tylko i wyłącznie dzięki głupiemu zbiegowi okoliczności.
— Z czystej ciekawości, po co tak w ogóle Orochimaru cię tam wysłał? — mruknął pod nosem ciekawsko Hozuki.
— Miałam coś dla niego odszukać — powiedziała, spoglądając bez przerwy prosto przed siebie.
— Znalazłaś to?
Karin westchnęła ciężko.
— Nie — odparła z zawodem.
Orochimaru przed laty próbował rozwiązać tajemniczą zagadkę Aokigahary, lecz nie był w stanie zrobić tego samodzielnie. Dlatego wysłał ją na zwiad. A w razie, gdyby udało jej się dostać do środka miała przynieść mu pewien przedmiot ukryty tam wiele lat wcześniej. Jej wyprawa zakończyła się jednak sromotną klęską, a ona opuściła las ledwo żywa. Nie wiedziała co lub kto zamieszkuje las, ale była pewna, że ta istota jest potężnym przeciwnikiem, z którym nie chciałaby się spotkać twarzą w twarz.
Gdyby wiadomość nadeszła od kogoś innego, zignorowałaby ją, ale dla Sasuke była w stanie zrobić praktycznie wszystko.
Wyostrzyła nagle swój wzrok, wyraźnie wyczuwając obcą chakrę kilometr dalej na północy wschód. Nie zastanawiając się dwa razy, dała znak swoim kompanom do rozproszenia się.
Trzy chakry.
Trzy osoby.
Było kilka możliwości. Pierwsza – udało im się odnaleźć zaginioną drużynę, a jeden z jej członków odłączył się od grupy albo zginął. Druga – trafili na głupców, którzy weszli do Lasu Samobójców w celu wygrania zakładu i nie potrafią z niego wyjść. Trzecia – w lesie jest więcej niż jedno licho, jak wcześniej zakładała. Jednego mogli być pewni, muszą zachować ostrożność i dowiedzieć się, z kim lub czym mają do czynienia.
Otoczyli przybyszów z trzech stron, a Karin skutecznie wyciszyła swoją chakrę.
Szybko okazało się, że nie przyjdzie im stoczyć walki, dlatego spokojnie wyszli naprzeciw trójce shinobi Liścia, zmierzającym w ich stronę.
— No proszę, proszę, proszę, kogo my tu mamy— odezwała się blondwłosa kunoichi, wyraźnie zaintrygowana ich obecnością.
Nie było to ich pierwsze spotkanie, bo cała Taka spędziła w Konoha kilka dni tuż po zakończeniu wojny, ale ich stosunki ciężko było określić jako przyjazne. Tolerowali się i to musiało im wystarczyć.
— Wcale nie wyglądacie jak zabłąkane owieczki, czekające na ratunek — stwierdził Suigetsu.
Nara wraz z Yamanaką wymieli zaskoczone spojrzenia.
— Bo to nie my zabłądziliśmy — odpowiedział zrelaksowany Choji, przysiadając na wielkim głazie.
Bingo.
— Skąd wiecie, że ktoś zaginął? — wtrąciła antypatycznie Ino.
W jej spojrzeniu Karin dostrzegła coś, czego nie potrafiła jeszcze zinterpretować.
— Ino zadała wam pytanie — ponaglił ich Shikamaru.
Juugo wystąpił przed Suigetsu, przejmując inicjatywę.
— Nie bawmy się w kotka i myszkę — powiedział ze spokojem. — Bez wątpienia domyślacie się, dlaczego tu jesteśmy i vice versa.
Na małej polanie, na której się spotkali, momentalnie zapadła cisza. Shikamaru wraz z kunoichi patrzyli na siebie, bez wątpienia próbując się ze sobą porozumieć, pozostawiając Chojiego samego sobie. Nie była głupia. Karin wystarczyło zaledwie jedno spojrzenie, by domyślić się, że ta dwójka coś kombinowała.
Yamanaka nagle parsknęła złośliwie pod nosem.
— I czego w takim razie od nas chcecie? To są sprawy Konohy — fuknęła splatając ramionami tuż pod okazałymi piersiami.
— I weź tu, człowieku, spróbuj zrobić komuś przysługę, a od razu rozpęta się kolejna wojna — machnął ręką od niechcenia Suigetsu. — Ktoś wam zaginął, tak? Sasuke wysłał nas jako wsparcie. Jaśniej nie potrafię tego wytłumaczyć.
Ino wyglądała na niezadowoloną.
— To miło z jego strony — skomentował Choji z lekkim uśmiechem.
Niespodziewanie usłyszeli ptasi pisk, a ich spojrzenia od razu przeniosły się na nieboskłon. Ogromny ptak krążył nad nimi, przygotowując się do rychłego lądowania. Karin niejednokrotnie podczas wojny widziała to nadzwyczajne stworzenie. Niecodziennie staje się twarzą w twarz z poruszającym się, choć namalowanym tuszem zwierzęciem. Musiała przyznać, że Hokage na ratunek wysłał samą elitę. Do czego więc oni byli im potrzebni?
— Jakiś problem? — zapytał chłodno Sai, zwracając się tylko i wyłącznie do swoich towarzyszy.
— Żaden — odparła ku ich zaskoczeniu Yamanaka. — Sasuke postanowił przysłać nam wsparcie — wyjaśniła pokrótce.
— O. Dziwne.
— Znalazłeś coś? — wtrącił Shikamaru, widząc jak Sai otwiera usta, by ponownie coś powiedzieć.
Sai pokręcił przecząco głową. — Niczego z góry nie widać. Żadnego obozowiska ani nawet miejsca, gdzie mogliby się schować. Wszędzie jest tylko las.
— Tak ich nie znajdziecie — odezwała się pewna siebie Karin.
— Masz lepszy pomysł? — burknęła Ino.
— Ino — mruknął uspokajająco pod nosem Nara. — Nie zapominaj, że są tu, by nam pomóc. Sasuke wiedział, co robi.
Yamanaka tym razem nie odpowiedziała kolejną złośliwością. Jeśli tak zachowywała się na co dzień, to Karin szczerze współczuła wszystkim jej znajomym. Lecz puściła w zapomnienie jej pyskówki i zaczęła mówić, skupiając na sobie uwagę wszystkich shinobi.
— Aokigahara nie jest dostrzegalna z powietrza, chyba że znajdziemy się już w niej, ale nawet wtedy byłoby to niemałe ryzyko. Teraz jedyne co możemy zrobić, to rozbić tymczasowy obóz i czekać.
Nie musiała długo czekać na ciętą ripostę ze strony Ino.
— Naćpałaś się? Mamy tu tak po prostu stać i czekać, kiedy im może grozić śmiertelne niebezpieczeństwo? Czy ty jesteś, aby normalna?!
Juugo ułożył dłoń na jej ramieniu, powstrzymując ją przed jakimkolwiek ruchem.
— Jeśli chcecie znaleźć swoich przyjaciół, radzę liczyć się z jej zdaniem. Karin jako jedyna z nas była w Aokigaharze i jako jedyna wie, z czym mamy do czynienia — powiedział swoim stoickim głosem.
— Czyli jednak to nie tylko głupia, stara legenda — skwitował z ciężkim sercem Shikamaru.
— Chciałabym — westchnęła. — Wokół Aokigahary krąży wiele opowieści. Nie wszystkie są prawdziwe, lecz te, które są, wcale nie są przyjemne dla ucha.
— Kłopoty. Świetnie — powiedział Juugo, który jako pierwszy wziął sobie do serca słowa Karin o rozbiciu tymczasowego obozowiska.
— Dobra. A powiecie nam wreszcie, kto wpakował się w te tarapaty? — zawtórował zniecierpliwiony Suigetsu.
Uwadze Karin nie umknęła ponowna wymiana spojrzeń pomiędzy Yamanaką a Narą.
Nie rozumiała, o co chodzi tej dwójce, ale czuła, że coś jest na rzeczy. Zamierzała mieć ich na oku, a szczególnie tę wredną blondynę.
— Hokage wysłał na poszukiwanie innej zaginionej drużyny czterech wyszkolonych członków ANBU z naszej wioski. Niestety po obu grupach słuch zaginął. Jednak jednemu z członków drugiej drużyny udało się wysłać swego rodzaju sygnał SOS. Za pomocą Kuchiyose no jutsu, Sakura poinformowała Kazakage o ich położeniu i trudnościach, na jakie się natknęli. Od tamtego momentu nie mamy od nich żadnych wiadomości. Hokage przyznał tej misji rangę A — mówił Shikamaru, ujawniając im tyle, ile tylko mógł.
Karin przestała go jednak słuchać, tuż po usłyszeniu imienia różowowłosej kunoichi. Kiedyś obiecała sobie, że nie zapomni tego oryginalnego imienia, które zyskało powszechny szacunek tuż po wojnie. Każdy z mieszkańców wszystkich zjednoczonych wiosek wymawiał je z niemal nabożną czcią. Ona sama zawdzięczała jej życie. Gdyby nie umiejętności i odwaga Sakury, Karin dawno byłaby martwa. Zresztą nie tylko ona. Do tej pory nie wiedziała, jak kunoich z Liścia udało się dotrzeć do Sasuke, kiedy stracił nad sobą kontrolę kilkanaście lat wcześniej, ale widziała, że ma wobec niej dług wdzięczności, który zamierza spłacić, choćby miała być to ostatnia rzecz, jaką zrobi w życiu.
"Miłości nie da się udawać"
Lisa De Jong "Kiedy pozostaje żal"
Od Miku:
Czekaliście na ten rozdział dłużej niż chciałabym – ale moim zdaniem się opłacało. NR nie jest takie jak Shannaro; tu nie jestem w stanie dać wam ‘pierwszej’ wersji rozdziału, bo ciągle mam jakieś zastrzeżenia, z czego trzeba ciut dłużej poczekać, ale tak jak powyżej wydaje mi się, że opłacało. Bo pamiętacie moi mili – doprowadzę to opowiadanie do końca. Bo czego nienawidzę? Nieskończonych opowiadań i opuszczonych blogów, to jest takie moje małe pet hate.
Nie zanudzam was dłużej – cieszcie się z wakacji, póki je macie, bo dorosłość nie jest wcale taka kolorowa i fajna, ha!
Adios!
Kilka słów od Just me do czytelników:
Cześć Wszystkim :)
Jest mi głupio, że musieliście tyle czekać na korektę, ale są sytuacje na które nie zawsze mamy wpływ. Rozpoczęłam pracę i w związku z tym nie mam już możliwości sprawdzania rozdziałów od Miku „na cito” (czyt. 20-25 str. Do korekty w max 1 dzień). Pracuje po 8, 10 lub 12 godzin dziennie (dodajcie do tego 2x2h na dojazd do i z pracy) o różnych porach przez 7dni w tygodniu (tak, tak też można) i będziecie mieć ponad pół dnia z głowy. Z tego też powodu kiedy już wrócę do domu, ogarnę siebie i rzeczy na następny dzień, to nie mam już sił na nic więcej. Momentami nie sypiam, albo sypiam max po 4h na dzień, więc mój umysł i ciało chwilami odmawiają mi posłuszeństwa, zwłaszcza, że pracuję głównie fizycznie. W związku z powyższym macie 2 wyjścia:
1) Uzbrajacie się w cierpliwość, czekając aż będę mieć chwilę i siły na sprawdzanie tekstów Miku. (a nie mam w zwyczaju odwalać fuszery, więc może to trochę trwać)
2) Apelujecie do Miku-chan o zmianę korektora/redaktora.
Decyzja należy do Was.
Pozdrawiam i mam nadzieję, że rozdział się Wam podobał.
Just me